A że kochamy się w teatrze, m.in. w teatrze cieni (kiedyś napiszemy o tym więcej), i że w naszych zbiorach posiadaliśmy już kilka odpowiednich postaci, pozostało tylko dorobić te brakujące i napisać historię językiem dzieci :).
Prawdę powiedziawszy ostateczna wersja naszej opowieści ma niewiele wspólnego z oryginalną legendą, ale o tym możecie przekonać się sami ;).
Zezwalamy na wykorzystywanie naszej historyjki - inaczej byśmy jej nie publikowali ;) - ale uprzejmie prosimy o podanie źródła.
Na wstępie i na końcu naszego przedstawienia teatralnego planujemy zagrać i zaśpiewać kolędę "Do szopy, hej, pasterze", zamieniając jedynie słowo "pasterze" na "królowie".
Takie oto postaci przygotowaliśmy:
(zaznaczamy: to teatrzyk cieni, dlatego staraliśmy się kłaść nacisk głównie na kontury postaci, a nie szczegóły opowieści!).
Do całości brakuje nam jeszcze szopki, gwiazdy i palmy, którą król będzie mijał w trakcie swojej podróży.
A tak brzmi historia:
O królu, który pragnął ujrzeć Dzieciątko
W tym czasie,
kiedy w Betlejem rodził się Jezus, w odległej krainie pewien młody król
obserwował nocne niebo. W pewnym momencie rzekł do siebie wielce zaskoczony:
- Hmm... Nigdy
dotąd nie widziałem tej gwiazdy! A ojciec zawsze opowiadał, że nowa gwiazda oznacza
narodziny nowego króla. Muszę wyruszyć za tą gwiazdą i odnaleźć go! –
postanowił.
Kazał swoim
sługom przygotować wielbłąda do wyprawy. Ponieważ nie wiedział, jak długo
przyjdzie mu podróżować, kazał zapakować sporo jedzenia, wody i trzy koce na nocne chłody. Długo zastanawiał się, co mógłby dać w prezencie
nowonarodzonemu królowi. Ostatecznie uznał, że szlachetny kamień będzie
odpowiednim podarunkiem. Udał się więc do swojego skarbca, wziął najdroższy
kamień, jaki posiadał, i schował go głęboko w zakamarkach swojego płaszcza.
Pożegnał się z najbliższymi i wyruszył w daleką podróż, choć właściwie sam nie
wiedział, dokąd.
Przez cały czas
podążał za gwiazdą. Podróżował więc głównie nocami, gdyż tylko wtedy gwiazda jaśniała
na niebie. Gdy tylko noc zamieniała się w dzień, zatrzymywał się, by trochę odpocząć
i dać odpocząć swojemu wielbłądowi. Po każdym odpoczynku, jeszcze zanim zapadła
noc i ponownie ukazała się gwiazda, spacerował po okolicy przyglądając się jej
mieszkańcom.
I tak podróżował
wiele dni i wiele nocy.
Pewnego dnia, gdy
przy studni napełniał swoje bukłaki wodą, zobaczył bardzo smutną kobietę. Opowiedziała
mu, że przed kilkoma miesiącami umarł jej mąż. Właśnie skończyły im się zapasy
i oszczędności, i teraz nie ma ona za co wyżywić swojej rodziny. Podarował jej
więc król swój drogocenny kamień, by mogła go sprzedać i już nigdy więcej nie
musiała ze swymi dziećmi cierpieć głodu. I wyruszył w dalszą podróż.
Pewnego bardzo
zimnego poranka, gdy właśnie wjeżdżał do małego miasteczka, by zatrzymać się w
nim na odpoczynek, ujrzał u jebo bram troje dzieci. Były one takie zmarznięte!
Oddał im więc swoje koce. Pomyślał, że jego płaszcz wystarczy mu w zupełności.
Jeszcze innym
razem król usłyszał cichy płacz. Podążył więc w jego kierunku i ujrzał
małego chłopca z ranami na kolanach, leżącego na zakurzonej drodze. Ostrożnie
więc posadził go na swojego wielbłąda i zawrócił do wioski, którą niedawno mijał.
Niestety dowiedział się tam, że rodzina dziecka mieszka w wiosce oddalonej o kilka
dni podróży. A ponieważ bardzo chciał dalej podążać za gwiazdą w kierunku
nowonarodzonego króla, znalazł kobietę, która obiecała zaopiekować się malcem i
odnaleźć jego rodzinę. Król oddał jej swoje zapasy jedzenia, by w czasie
poszukiwań nie musiała wraz z dzieckiem cierpieć głodu, i wyruszył w dalszą drogę.
Tej nocy, gdy dotarł do Betlejem, gwiazda przestała
się przesuwać i zatrzymała się na niebie. Bardzo uradowało to młodego
króla, oznaczało bowiem, że jego podróż dobiega końca! Nie miał już przecież
zapasów żywności, ani ciepłych kocy, ani kosztowności. Spotkał też trzech króli,
podążających w przeciwnym kierunku. Opowiedzieli mu, że poznali już
nowonarodzone dziecię i teraz wracają do swoich królestw. Radość przepełniała
serce młodego króla! Ale po chwili pojawił się także smutek: przecież nie ma
dla nowonarodzonego dziecięcia żadnego prezentu!
Gwiazda jaśniała nad chatą bardzo mocno. Król niewiele mógł zobaczyć, gdyż musiał mrużyć oczy. Zostawił swojego wielbłąda w pobliżu i zbliżył się do stajenki. W środku, oprócz kilku zwierząt, ujrzał skromną rodzinę: mężczyznę, kobietę i maleńkie dzieciąteczko leżące na sianie. Bił od niego taki blask, że król padł na kolana i oddał mu pokłon. Od razu zrozumiał, że to król nad królami, choć taki malusi. Natychmiast też zniknął jego smutek z powodu braku prezentu. Jego serce przepełniała radość, że mógł poznać nowonarodzonego. A dzieciątko zdawało się promieniować jeszcze bardziej, gdy ujrzało młodego króla o tak wielkim i dobrym sercu.
Dajcie znać czy podoba Wam się historia o królu, który pragnął ujrzeć Dzieciątko :).
Pozdrawiamy,
Malgosia&Florian z Ekipą
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz